FAScynujące forum Strona Główna FAScynujące forum
Forum dla rodziców, opiekunów i specjalistów zainteresowanych problematyką zaburzeń rozwojowych u dzieci i młodzieży

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
A ja jestem matka zastępczą do bani
Autor Wiadomość
Małgorzata 

Wiek: 62
Dołączyła: 09 Wrz 2007
Posty: 650
Skąd: Lędziny
Wysłany: 2007-09-27, 19:29   A ja jestem matka zastępczą do bani

Autor: basiak
Data: Jan 23 2005, 10:51 PM

Dzisiaj zrobiłam dziecku awanturę, bo zamiast odrabiać lekcje , to bawi się samochodzikami. W ogóle temat nauki to u nas bardzo drażliwy temat i prawdę mówiąc nie wiem juz , co mam zrobić. Mateusz miał na półrocze średnią 2,88 i jest zachwycony. Ja zachwycona nie jestem sad.gif Tym bardziej,że dwójkę z polskiego dostał tylko dlatego, bo pani jest wyjątkowo dobrym człowiekiem.

Za nic nie mogę go zmusić do nauki a przecież zdać musi tą 6 klasę. Jestem zła na niego i na siebie. Nie wiem dlaczego traktuje nas jak oprawców niemalże , dzisiaj powiedział,że chce wracać do domu dziecka i nie che, żeby go tam odwiedzała babcia jego rodzona. Nie wiem, co mu babcia zrobiła, ale podejrzewam,że też nie była zachwycona jego osiągnięciami i podczas wizyty ostatniej coś mu nagadała.

Prawdę mówiąc powoli tracę zapał, tym bardziej,że moje rodzone dzieci zaczynają mieć Mateusza coraz bardziej dosyć... hmmm...
Niefajnie jest cry.gif

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: jadzia
Data: Jan 24 2005, 10:28 AM

nie wiem czy mogę cię tym pocieszyć ale u nas w domu jest sytuacja bardzo podobna, Grzegorz na półrocze miał dwie jedynki i zachowanie naganne , bo nie chodził do szkoły na lekcje ,chociaż z domu wychodził , ze zmuszeniem go do nauki z jakiegokolwiek przedmiotu są olbrzymie problemy , uczy się tylkko wtedy jak mu powiem , że nie dostanie jeść , ale uważam to za bardzo drastyczne na dłuższą metę , czasami mam już tego dość sad.gif ale wiedząc , że Grzesiu po odejściu od nas , bo u nas jest w pogotowiu popiekuńczym , musi trafić do domu dziecka , uzbrajam się w cierpliwość unsure.gif i myślę , że któregoś dnia będzie lepiej .
Niekiedy mam ochotę odesłać go w diabły, devil.gif :bo nie mam już cierpliwości, huh.gif ale wiem że tam gdzie ma iść nie będzie mu dobrze cry.gif

jadzia

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: Zatroskany[b\]
Data: Jan 24 2005, 01:55 PM



Cześć.
Nauczony doświadczeniem -twierdzę,że szkoła to niestety ( jak narazie ) najgorsza przeszkoda ,którą przyszło nam i naszym ,,zakręconym,,pokonać.Przyczyn jest zapewne wiele np.to,że zaczęto ,,coś,, wymagać od naszych dzieci i do tego wymaga ktoś obcy,po drugie z początkiem szkoły skończył się okres ochronny,kiedy nasi mali mogli liczyć na ulgę ze stony innych,po trzecie szkoła w całości tego słowa znaczeniu nie jest przygotowana do edukacji dzieci ,,wyróżniających,,się,po czwarte w szkole mamy naprzeciw siebie nauczycieli , którzy już dawno zapomnieli o etosie i w nalepszym wypadku chcą poprawnie wykonywać swój zawód ( nie mając żadnej pomocy z zewnątrz) i obok stoją rodzice dzieci, które uchodzą za mieszczące się w normie,a którzy (co jest zupełnie zrozumiałe) bronią swoje pociechy, przed wszystkim co anormalne, stosując często (co zupełnie nie jest zrozumiałe a wręcz bezduszne, chamskie itp.) metody poniżej pasa.Długo można by było wymieniać jeszcze powody,ale przecież nie jest to najważniejszę.javascript:emoticon(':(')
smilie
Myślę sobie , że jedynym wjściem z sytuacji jest uświadomienie sobie powodów przytoczonych ( i tych o których nie napisałem) , schowanie bardzo głęboko ambicji rodzica albo i belfra i zrozumienie (jak powiedział nasz ,,znajomy,, lekarz),że to jest maraton , który może trwać bardzo długo lub całe życie.
Osobiście myśmy się już na tym sparzyli.
Skończyło się to tym, że Michał uciekał z domu, ze szkoły ,robił dosłownie wszystko żeby się nie uczyć. W konsekwencji, on się nic, podkreślam nic nie uczył,my byliśmy załamani a nauczyciele dali sobie ,,na luz,,.
Teraz gdy zdaliśmy sobie sprawę że Michał stanął na równi , która kończy się pod mostem ,staramy się to odkręcić .
Michał uczy się w domu , odseparowaliśmy go od ,,życzliwych,, kolegów i ogólnie staramy się nadrobić to co straciliśmy ,będąc amitnymi rodzicami.
Musimy nauczyć się traktować nasze rodzicielstwo jak misję ,a umieć cieszyć się jeśli nasi ,,zakręceni,,będą umieli odczytać która jest godzina , a tabliczka mnożenia....javascript:emoticon(':)')
smilie

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Autor: gość
Data: Jan 24 2005, 07:18 PM


Witam !
Problemy z nauką to dla nas bardzo bolesne doświadczenia . Niestety , nieświadomi
przyczyn tych problemów , popełniliśmy wiele błędów , które , jak pozwolę sobie zauważyć , chyba niektórym z nas zdarza się popełnać . Trzeba przecież pogodzić się z tym ,że możliwości naszych dzieci są ograniczone ( deficyty rozwoju intelektualnego
brak umiejętności abstrakcyjnego myślenia , itp skutki niedorozwoju płatów czołowych ).
To jest powód tych wszystkich trudności w realizowaniu obowiązku szkolnego naszych dzieci . W naszym przypadku , przekonaliśmy się , że skoro szkoła nie ma do zaproponowania żadnego innego oprócz nauczania w szkole specjalnej programu dydaktycznego dla dzieci z FAS i nauczania indywidualnego , wybraliśmy nauczanie indywidualne w domu . Niestety nie jest to najlepsze wyjście , ale dziecko ma zdecydowanie mniej frustracji , niepowqdzeń i problemów w konfrontacji z kolegami
rówieśnikami .My też odczuliśmy ulgę , bo poprostu ustały ciągłe pretensje otoczenia ,
my tez przez długi czas wypalaliśmy się nawzajem z dzieckiem , które i tak nie dogoni
rówieśników . Przeraża nas brak perspektyw usamodzielnienia się naszych dzieci z powodu braku możliwości ich edukacji zgodnie z ich możliwościami . Nie wiemy co dalej z tym problemem począć ?
unsure.gif Zatroskana.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Jan 25 2005, 05:23 PM


Dzięki za tak szeroki odzew. Tp pocieszające,że nie jesteśmy sami z naszymi problemami.
Piszecie o nauczaniu indywidualnym... nie wiem, czy to jest najlepsze wyjście ,bo Mateusz garnie się do ludzi. Nie wyobrażam sobie,że mógłby siedzieć sam w domu bez kontaktu z rówieśnikami. huh.gif
Na szkołę ani na poradnię PP nie ma co liczyć... jedynie na siebie a przecież ja nie znam się na kompensowaniu braków , więc jak mogę pomóc.
Czasami wydaje mi się,że te braki Mateusza są "nieprawdziwe". Chodzi mi o to,że on potrafi orobić porządnie lekcje, potrafi skojarzyć, potrafi czasami coś takiego powiedzieć,że człowiek zastanawia się, skąd mu się to wzięlo, skąd on to wie.
Może to brak motywacji powoduje te wszystkie problemy szkolne? Wczoraj prowadziłam z Mateuszem dłuuuugą dyskusję na temat jego przyszłości. Powiedziałam mu, jakie mniej więcej ma możliwości, co musiałby zrobić, żeby pójść tą czy inną drogą. Powiedziałam mu,że rozważamy zapisanie go na treningi piłkarski nożnej( jego pasja).... Dzisiaj jakby go odmieniło... sam siadł do lekcji, zrobił je porządnie, chce żeby go zapytać z przyrody...hmmm... Twierdzi,że jak ma trenować piłkę, to musi się lepiej uczyć. ohmy.gif
Jestem zdumiona ale też ucieszona i zarazem ciekawa na jak długo straczy mu zapału smile.gif

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]jadzia[b\]
Data: Jan 27 2005, 09:52 AM


widzę ,że mamy nie tylko te same problemy ale także metody wychowawcze , rolleyes.gif taże wzięłam się na ten sam sposób, tz: będziesz chodził na trening piłki (bo to też pasja Grzesia) jeżeli sumiennie zabierzesz się do nauki tak jak potrafisz i narazie poskutkowało zaczął nadrabiać braki, zobaczymy jak długo narazie jeszcze nie poszedł do szkoły wink2.gif

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b] romanska.3463[b\]
Data: Jan 28 2005, 01:35 PM

Witam, pierwszy raz piszę na tym forum. Wprawdzie nie jestem mamą zastępczą tylko adopcyjną dwójki chłopców w wieku 8 i 10 lat. , to niestety kłopoty z nauką, o których piszecie moi drodzy są u mojego starszego syna codziennością. Nic nie pomogło nawet zagrożenie wycofania go z sekcji pływackiej (na której to zajęcia uwielbia chodzić). Po prostu nie można zmusić w żaden sposób Grzesia do nauki. Trochę się wyżaliłam, więc mi lżej. Serdecznie pozdrawiam Ola

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b] Fastryga[\]
Data: Jan 28 2005, 02:42 PM


Witaj Ola biggrin.gif

To, co napisałaś nazywasz żaleniem się? wink2.gif Pewno jesteś mamą, która skarży się rzadko, krótko i na temat wink.gif
Zapraszamy, miejsca dość i komputer cierpliwy. Jesli możesz, napisz o sobie więcej. Przede wszystkim - skąd jesteś? smile.gif

Gosia

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak

Data: Jan 28 2005, 05:35 PM


Małgosiu,
ty masz ogromne doświadczenie jako mama zastępcza i terapeuta smile.gif Powiedz, co możemy zrobić na tę niechęć. Bo wiesz, Mateusz ma napisane w opinii psychologicznej,że źle reaguje na nagany. Ale pochwały też nie za bardzo motywują go. Poza tym nie moźna chyba zawsze chwalić? Ja mam teraz taką sytuację,że Mateusz zamęcza mnie bez przerwy pokazywaniem swoich osiągnieć, które sprowadzają się do tego,że dobrze przepisał tekst, albo że wyrzucił śmieci i jest bardzo grzeczny. Ja wiem,że pewnie chce zwrócić na siebie uwagę, ale ja już nie mogę. Chwili spokoju nie mam... ciągle coś do mnie gada.Gada i oczekuje bez przerwy pochwały... Ufff...ciężko huh.gif

My chyba nie jesteśmy dla niego najlepszą rodziną. Nasze światy różnią się diametralnie. sad.gif Nasze dzieci są grzeczne i spokojne, bardzo dobrze się uczą, nie sprawiają żadnych kłopotów wychowawczych, nie klną, nie palą papierosów ( chociaż my sami kiedyś paliliśmy). My sami też jesteśmy raczej spokojni i tacy trochę "nudni".
A on? On jest dzieckiem z rodziny patologicznej, mocno patologicznej i najlepiej czuje się w takim środowisku.
Czasami , patrząc na niego, mam wrażenie,że on się u nas męczy. Potrzebuje wrażeń, których u nas nie dostaje. Nie potrafimy zrozumieć jego zamiłowania do markowych rzeczy i niechęci do noszenia czegoś, co nie jest Nike czy Adidas.
Każemy mu się uczyć, jeść to co jest i nie wybrzydzać,czytać książki, myć się regularnie (!).... no czepiamy się po prostu.

Jak myślicie, może naprawdę nie jesteśmy właściwymi ludźmi do wychowywania takiego dziecka?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b] romanska.3463[b\]
Data: Jan 28 2005, 06:16 PM


Przepraszam, z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić. Mam na imię (jak już wiecie) Ola. Trzy lata temu adoptowaliśmy dwójkę chłopaczków. Dziś mają 8 i 10 lat. Mieszkamy wszyscy tzn. mąż, ja, synowie, babcia i trzy psy na prawdziwej polskiej wsi pod Tarnowem (przeprowadziliśmy się parę lat temu ze Śląska). Zarówno ja jak i mąż pracujemy zawodowo. Ponieważ jest to własna działalność gospodarcza - Kancelarie Doradztwa Podatkowego - możemy dużo czasu poświęcać Grzesiowi i Krzysiowi. A potrzebują tego bardzo. Jak już wcześniej wspomniałam kłopoty z Grzesiem są duże. Jest w tej chwili w trzeciej klasie (nawiasem mówiąc to już trzecia podstawówka do której chodzi i mam nadzieję, że ostatnia), i mimo doskonałej współpracy z wychowawczynią i pedagogiem szkolnym kłopoty z nauką ,a właściwie z brakiem chęci Grzesia do nauki są problemem. Nie pomagają ani prośby ani grożby. Jak postanowi się nie odrabiać lekcji , to każda próba zmuszenia Go aby usiadł za biurkiem i zabrał się do zadania kończy się wyciem. Tak jak piszę nie płaczem , tylko wyciem jak pies. Potrafi tak robić przez 1-2 godziny. Staramy się (za radą pani psycholog) nie ustępować. Ale w szkole tym wyciem wymusza prawie wszystko. Na jego problemy otworzył mi oczy program w Polsacie pt"Nasze dzieci" traktujący o FAS. Przedtem nikt o tym nie wspomniał, mimo, że chłopcy byli badani przez psychologów, nie mówiąc o pediatrach, którzy doskonale znali problemy jakie mamy z chłopcami. W chwili obecnej jesteśmy w trakcie wypełniania ankiety przesłanej mi przez Panią Klecką. Nie wspomnę jak negatywnie zachowanie Grzesia działa na Krzysia (bardzo dobrego ucznia , mającego za to kłopoty z właściwym zachowaniem się). Myślę, że tyle wystarczy, tytułem nakreślenia naszej sytuacji. Pozdrawiam serdecznie. Ola heart.gif

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b] Fastryga[\]
Data: Jan 28 2005, 06:24 PM


Basiu,

mam bardzo dużą trudność w odpowiadaniu na forum - nie widząc Ciebie i Mateusza fizycznie. Tutaj możemy sobie "poklachać" jak to mówią na Śląsku, wygadać, spotkać się, ewentualnie umówić na spotkanie, na warsztaty.
Tutaj można podawać pewne zasady, ogólniki, które niekoniecznie muszą znaleźć zastosowanie w życiu i przydać się na coś.
No dobra, zaryzykuję smile.gif

Piszesz:
"My chyba nie jesteśmy dla niego najlepszą rodziną"
Mogę z tego wnioskować, że w swoim byciu z Mateuszem odczuwasz pewien dyskomfort, napięcie. Uczucie, że nie spełnia się oczekiwań, bardzo wyczerpuje. No bo byc może myślisz sobie tak: "Daje mu wszystko to, co najlepsze, to co mam cennego. Moje dzieci w tym rozkwitają - ale to nie jest oferta dla Mateusza". Skupiasz się na tym, czego - jak sądzisz - brakuje Tobie, a to powoduje niepokój i dyskomfort. Na dłuższą metę to naprawdę nie do wytrzymania. Błędne koło. blink.gif
Wydaje mi się, że mogłoby pomóc bliższe przyjrzenie się Twoim emocjom i zadanie sobie pytania:
CO DOKŁADNIE tak naprawdę mnie rusza, boli, irytuje powoduje negatywne emocje i DLACZEGO tak się dzieje.

Pierwsze pytanie zostawiam Ci na zadanie domowe cool.gif (spróbuj przyjrzeć się tym drażliwym sytuacjom jak przez lupę i w zwolnionym tempie - co mnie rusza: sposób, w jaki on reaguje, patrzy, mówi, nie mówi itp)

a ja spróbuję odpowiedzieć na drugie - DLACZEGO. Narazie bardzo ogólnie:
1. Dzieci po przeżyciu odrzucenia nie ufają. Nie mogą pozwolić sobie na zaufanie dorosłemu człowiekowi z lęku przed odrzuceniem. Radzą sobie z tym bardzo prosto: odrzucają, zanim same zostaną odrzucone Wiedzą, jak to zrobić. Wiedzą dokładnie, co dla nas jest ważne i postąpią dokładnie odwrotnie. Wiedzą, jakie mamy zasady, aby je pogwałcić, itd. To wszystko z lęku przed odrzuceniem.

2. Sytuacja "normalnej, kochającej rodziny" wzbudza w nich lęk. Na lęk reagują dwojako: ucieczką albo atakiem -nie potrafią inaczej. Identycznie reagują dzieci z uszkodzeniem mózgu np. w przebiegu FAS. Reakcje "ucieczka-walka" biorą się z pnia mózgu, jednej z najstarszych, najbardziej prymitywnych struktur mózgu (tzw. mózg gadzi, zwierzęcy, dlatego mówimy, że nasze dzieci zatrzymują się na zwierzęcym poziomie rozwoju). Stąd na chęć emocjonalnego zbliżenia się reagują, jakby ktoś nastawał na ich życie. Wniosek nasuwa się sam: uprzejmy dystans i dużo przestrzeni dla dziecka, zbliżamy się do dziecka emocjonalnie bardzo powoli (czytaj: latami)

3. Przyjęcie dziecka skrzywdzonego emocjonalnie do rodziny to wprowadzenie go w tzw. "sytuację terapeutyczną" która prowokuje mnóstwo mechanizmów. Brak ich znajomości i nieumiejętność rozpoznania powoduje u rodziców poczucie krzywdy, zranienia i .... odrzucenia przez dziecko. Na przykład: w sytuacji terapeutycznej dziecko przenosi swoje uczucia (świadome i nieświadome) do swoich biologicznych rodziców - zwłaszcza matki - na Ciebie. Nie wiedząc o tym, traktujesz to bardzo personalnie i reagujesz własnymi emocjami. Druga możliwość, bardzo prawdopodobna, mechanizm przeniesienia ( u dziecka) otwiera w Tobie pewne własne urazy z przeszłości, np. własnego dzieciństwa i reagujesz kontrprzeniesieniem na dziecko.

Według mnie sposób jest tylko jeden: poznać i zrozumieć siebie (dlaczego tak reaguję, gdzie jest mój słaby punkt i dlaczego) oraz zrozumieć mechanizmy, jakie działąją w dziecku. Oczywiście trzeba czasu, pracy nad sobą, uświadomienia sobie nowych rzeczy, czasami własnego rozrachunku z przeszłością i otwartości.

Mam nadzieję, że skomplikowałam wszystko jeszcze bardziej! laugh.gif laugh.gif
Ale to działa, tak jak w kawale o kozie i rabinie. Znacie? smile.gif


"Czasami , patrząc na niego, mam wrażenie,że on się u nas męczy. Potrzebuje wrażeń, których u nas nie dostaje."
Ciąg dalszy nastąpi...


Gosia

Ps. Istnieje w nauce pojęcie tzw. "wystarczająco dobrej matki" - czyli jeśli potrzeby dziecka będą zaspokojone w wystarczającym stopniu, to rozwinie ono więź. Być może można poszerzyć to pojęcie: "wystarczająco dobra matka zastępcza/adopcyjna"? wink2.gif smile.gif

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Jan 29 2005, 12:12 PM


Małgosiu,

Mateusz nie odrzuca nas. On zas zamęcza. Bez przewy domaga się pochwał, przytula się, trzyma za rękę, okazuje chęć kontaktu. Ja rozumiem,że on potrzebuje czułości ale na litość boską, nie na okragło! Moje dzieci przychodzą do mnie do łóżka na "przytulanki", on też by chciał, ale przecież ma już 14 lat... to zakrawałoby na czyn karalny z mojej strony. Jednocześnie nie mogę zakazać naszym synom biologicznym przychodzenia do nas, bo oni robili to zawsze. Więc jeżeli jemu nie pozwalam pakowac mi się do łóżka, to jest śmiertelnie obrażony.

Matek jest w sumie dzieckiem grzecznym i posłusznym, tylko że jakby nie znalazł swojego miejsca w naszej rodzinie. A nie znalazł go dlatego, ponieważ nie może zrozumieć naszego świata. Nie odczuwa potrzeby czytania, chodzenia do teatru, , na wystawy, potrzeby pracy twórczej. I nie musi. Nasza metoda na życie po prostu mu nie odpowiada. Dlatego mówię,że jestem matką do bani. Dla niego jestem do bani. Jesteśmy jak małżeństwo z rozsądku, żle dobrane.
Małgosiu, nie myślę,że daję Mateuszowi wszystko i nie oczekuję wdzięczności. Mateusz jest raczej moim wychowankiem a nie synem. Zresztą , nie mówi do mnie "mama" tylko "ciocia". Nie oczekuję tez od niego,żeby mnie traktował jak matkę. Staram się naprawić jego więzi z rodziną, bo mam świadomość,że niedługo wróci do nich ( w momencie uzyskania pełnoletności). Chciałabym,żeby zdobył zawód, który zapewni mu pracę, żeby nauczył się gospodarować czasem i pieniędzmi, żeby nauczył się odpowiedzialności. Zależy mi na nim,nie chcę,żeby skończył jak jego ojciec gdzieś w więzieniu.

Chodzimy dopiero teraz na szkolenie w PCPR i zastanawiam się, czy rzeczywiście nie zrobiliśmy mu krzydy zabierając go. Może inna rodzina bardziej odpowiadałaby jego potrzebom?
Dotychczas wydawało mi się,że to szkolenie jest bez sensu ale teraz widzę,że rzeczywiście dobierać dzieci do rodzin powinni specjaliści.

Przed podjęciem decyzji o zostaniu rodziną zastępczą dla Mateusza konsultowałam sie z panem Andrzejem Olszewskim z "Misji Nadziei". Napisał mi wtedy dość długi list, w którym odradzał mi przyjęcie do domu dziecka w tym wieku, w momencie kiedy moje dzieci są młodsze. Wtedy obraziłam się na niego, dzisiaj przyznaję mu rację.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b] KasiaL[b\]
Data: Jan 30 2005, 09:47 PM


Witam Pani Basiu ,
Nazywam się Katarzyna Liszcz . Zajmuję się prowadzeniem grupy wsparcia dla młodzieży z syndromem FAS . Nawet miałam rozpocząć z Mateuszem zajęcia w mojej grupie. Mateusz jest w wieku 14 lat , to jest okres dojrzewania i buntu młodzieńczego . Druga zasada , Mateusz zachowuje się tak dlatego , ponieważ chce zwrócić na siebie uwagę . Lgnie do ludzi , ponieważ chce przytulać się do jak największej liczby osób . Mateusz może mieć różne lęki , czuć się niechciany odpychany przez społeczność i szkołę . Podzielam opinię pani Małgorzaty Kleckiej o nauczaniu indywidualnym. Przecież można zrobić tak, żeby Mateusz miał ścisłe przedmioty indywidualnie , a religię , plastykę , muzykę i Wf z klasą . Pani Basiu , ja mogę przesłać Wam zestaw ćwiczeń , których ewentualnie pomogą Mateuszowi w zredukowaniu stresu i rozluźnią jego organizm . Nie obiecuję, że one coś dadzą , ale ja jeszcze skonsultuje to z panią psycholog , która mi pomaga prowadzić grupę wsparcia . Na pewno Wam przyślę odpowiedź , co powiedziała pani psycholog . Pani Basiu , głowa do góry , wszystko będzie dobrze .
Objawy stresu lub lęku tzw. objawy somatyczne tzn. cielesne np . zawroty głowy , mdłości , bóle brzucha , kołatanie serca , wstyd , pocenie się , wymioty itp ... Pokażę Wam ćwiczenia na zredukowanie stresu ,w wolnej chwili usiądziecie wygotnie , Pani Basiu razem z Mateuszem wyobrazicie przy zamkniętych oczach balonik . Jak będziecie mieli ten balonik , to zacznijcie stopniowo najpierw od 1 do 10 wrzucać swoje lęki i stresy wtedy balonik się zwiększy . I tak samo zróbcie od 10 do 1 wyjmując stres z balonika ,jak balonik się zmniejszy , wszystko to robisz za pomocą wyobraźni. To ćwiczenie na początek zróbcie 3 razy dziennie , po 5 powtórzeń. Gdyby Pani mogła mi napisać , czym Mateusz się interesuje i co panią niepokoi , ja oczywiście w miarę swoich możliwości będę starała się pomóc . Może pani do mnie napisać na adres emialowy kasialiszcz.fas@wp.pl , pozdrawiam i czekam na list . Kasia z Torunia

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Jan 31 2005, 11:16 AM

Kasieńko, dziękuję za odpowiedź. smile.gif Mówiłam Mateuszowi kilkakrotnie o Twojej propozycji, ale jakoś bez odzewu. Chyba jeszcze nie jest gotowy.

Czym się Mateusz interesuje? Piłką nożną. Niestety nie może zostać zawodnikiem żadnego klubu, ponieważ jest chory na padaczkę i żaden trener nie chciał podjąć ryzyka. sad.gif Może sobie pokopać na boisku, jak będzie ktokolwiek chciał z nim grać.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]Kasial[b\]
Data: Jan 31 2005, 12:10 PM


QUOTE (basiak @ Jan 31 2005, 11:16 AM)
Kasieńko, dziękuję za odpowiedź. smile.gif Mówiłam Mateuszowi kilkakrotnie o Twojej propozycji, ale jakoś bez odzewu. Chyba jeszcze nie jest gotowy.

Czym się Mateusz interesuje? Piłką nożną. Niestety nie może zostać zawodnikiem żadnego klubu, ponieważ jest chory na padaczkę i żaden trener nie chciał podjąć ryzyka. sad.gif Może sobie pokopać na boisku, jak będzie ktokolwiek chciał z nim grać.

smile.gif Witam Pani Basiu ,
Na samym wstępie Panią serdecznie pozdrawiam ... Myślę , że skoro Mateusz nie jest gotowy do kontaktu ze mną to nic na siłę . Wczoraj napisałam do Pani zestaw ćwiczeń , które może pani robić razem z Mateuszem . Właśnie u mnie w zajęciach biorą udział rodzice lub nawet całe rodziny . Najważniejsze jest to , aby Mateusz czuł się bezpiecznie w domu . Pani Basiu pisze Pani w tym liście , że chyba Pani nie jest dobrą matką dla Mateusza . Wręcz przeciwnie jest pani wspaniałą mamą dla swoich dzieci , tylko, że trzeba czasu aby Mateusz się u was zaadoptował . Przecież Mateusz był zabrany ze swojego domu rodzinnego do domu dziecka , on nie wiedział gdzie on jest i dlaczego go stamtąd zabrali . Dla Mateusza, to był straszny szok , teraz powoli przychodzi czas szukania korzeni i to jest bardzo trudny czas . Bo to co dla wszystkich dzieci adopcyjnych i w rodzinach zastępczych , jest właśnie odrzucenie . Jeszcze dotego doszło , że trener odrzuca Mateusza z swojego klubu spowodu choroby , jaką jest padaczka . Doskonale znam tę chorobę , ponieważ jestem ratownikiem przedmedycznym , ale to nie znaczy ,że młodzież nie może grać w piłkę nożną . Oczywiście , że może grać tylko trzeba zachować ostrożność . Trener , który nie chce przyjąć Mateusza do swojego klubu . To świadczy tylko o tym , że oni boją się Mateusza przyjąć do swojej drużyny z innego powodu . Jeszcze dzisiaj skonsultuję to z neurologiem dziecięcym , tylko bym prosiła o przesłanie nazwy leków przeciwpadaczkowych ,oraz jak często Mateusz miewa ataki padaczki . Oraz od ilu lat choruje . Postaram się załatwić , żeby Mateusz mógł uczestniczyć w zajęciach . Najpierw muszę mieć wszystkie dane i leki . Proszę być dobrej myśli . Proszę pozdrowić Mateusza ode mnie . Czekam na odpowiedź Kasia zTorunia

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Autor: [b]Mirabella[b\]
Data: Feb 17 2005, 09:25 PM


Witam wszystkich stałych dyskutantów. Jestem Mirabella, oprócz naszej rodzonej Martusi (3,5 roku), mamy 14-letniego Tomka, w I klasie gimnazjum, he, he... Jak miło poczytać, że ktoś ma w domu ten sam radosny cyrk co ja... Dzisiaj jestem po wizycie u Małgorzaty, z pierwszym zestawem ćwiczeń, więc jakbym się świeższego powietrza nałykała, ale na co dzień czuję się tak jak basiak lub jadzia.

Tomek oczywiście sam nic szkolnego nie zrobi, ale na szczęście trafiliśmy na kilku nauczycieli, którzy wzięli sobie do serca moje prośby i starają się Tomka prowadzić w sposób jakoś zindywidualizowany (oczywiście jeśli Tomek da im szansę, bo najlepszy jest w bardzo głośnym gadaniu o niczym ze wszystkimi przez całą lekcję). W odróżnieniu od Zatroskanego nie mogę jednak en gros narzekać na szkołę, choć moloch jest okropny (8 zespołów w każdym roczniku, po 30 osób w klasie).

Codzienne odrabianie zadań w domu jest przedsięwzięciem z gatunku walenia głową w ścianę blink.gif ewentualnie rwania włosów z głowy devil.gif lub ponurej samooceny (ślepy ślepego prowadził, co ty sobie kretynko myślałaś, pedagog z ciebie jak z koziej pupy trąba itd) sad.gif . No, same wiecie, możnaby godzinami pisać o odrabianiu lekcji, formułowaniu odpowiedzi z polskiego czy nie daj Boże matematyce...

Jeśli jednak udało mi się trafić na grupę z dziećmi podobnymi do naszego Tomka, to mam do Was pytanie, związane z moim doświadczeniem z wywieraniem presji na "leniwy" umysł. Bardzo jestem ciekawa zdania profesjonalisty, czyli Małgorzaty, ale najbardziej tych, którzy profesjonalistami nie są i radzą sobie, jak umieją (czyli próbują również środków głupich). Mianowicie zauważyłam, że gdy mamy taki dzień, że ja nie popuszczę, zmuszam Tomka do zrobienia czegoś, o czym wiem, że jest dla niego trudne, ale nie powinno być niewykonalne, i cisnę go do oporu - mówię, że kolacja jest po zrobieniu tych dwóch zadań, choćby to trwało do północy (tak się jeszcze nie zdarzyło na szczęście), pomagam wyłącznie poprzez dodatkowe pytania naprowadzające, niczego nie ułatwiam, po prostu ciężki walec, to zauważam, że (oczywiście, po rzucaniu krzesłem, kwiecistych monologach w swoim pokoju, czasem płaczu i innych objawach zmęczenia i napięcia), NASTĘPNEGO DNIA Tomek zazwyczaj ma ZNACZNY, WYJĄTKOWY WZROST FORMY INTELEKTUALNEJ. Zaobserwowałam to już kilkanaście razy i kurczę nie wiem, co myśleć. Gdyby nie ten nadzwyczajny a powtarzalny efekt, to bym sobie już chyba nie pozwalała na takie przyciskanie młodego, bo widzę, że on przy tym cierpi i żal mi go. Ale może to coś takiego jak te ćwiczenia z mocnym uciskaniem mięśni i stawów?
Napiszcie, czy macie też doświadczenia z dniami "dobrymi" i "złymi" i z próbami presji? Wychodzi Wam z tego co dobrego?

Cieszę się, że jesteście!!
Mirabella

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Autor: [b] Zatroskany[b\]
Data: Feb 18 2005, 07:52 PM


W końcu coś konkretnego -chciałoby się krzyknąć. Właśnie takiej wymiany ,,sposobów,, , spostrzeżeń , ,, knifów,, jak to się u nas na Śląsku mówi brakowało mi na naszym (jeśli wolno mi tak powiedzieć) forum.biggrin.gif
Zacznijmy od początku.
Szkoła, poza wyjątkami , jest kompletnie nieprzygotowana do edukacji naszych ,,zakręconych,, brak specjalnych programów nauczania .Nie powinno to polegać na ,,okazji,,kiedy trafi nam się zapaleniec , który weżmie sobie do serca fakt , że nie są to złe , niewychowane itd. dzieci.Cóż z tego , że Michał miał przyznane nauczanie indywidualne (i formalnie co niektórzy czuli się lepiej) skoro lekcje odbywały się (albo i nie ) w pokoju nauczycielskim , w świetlicy i w innych dziwnych miejscach , w których ciągle się ktoś kręcił , przeszkadzał, rozpraszał.Problem się zaczął w momencie przejścia do czwartej klasy ,kiedy nauczycieli było już kilkoro i żadnego odpowiedzialnego ( który by się poczuwał i komu by zależało ) .Do momentu ,kiedy była jedna pani , mimo że w klasie bylo więcej dzieci , z kłopotami ,ale jednak nauka jakoś posuwała się do przodu.Mało tego, były efekty , małe osiągnięcia. I nadeszła czwarta klasa - wszystko , co z tak wielkim trudembyło budowane , runęło w gruzach .Michał ,,wyczuł blusa,, i pokazał kto tu rządzi . Nauczycielom zaczęły ginąć klucze do sal , boisko było ciekawsze od matematyki lub angielskiego,jednym słowem ,Michał robił wszystko , aby nie było lekcji.Formalnie były pretensje do nas-rodziców że wasz syn...( jakdybyśmy powinni być w szkole i byli w stanie pilnować aby Michał przychodził na lekcje,nie uciekał ,nie zamykał nauczycieli w klasie ,nie robił basenu z wc itp.), ale odniosłem wrażenie ,że co niektórym mogło to odpowiadać - poopalać się na boisku, pogadać z koleżanką czy kolegą. Przez te lata tylko jedna nauczycielka potrafiła być konsekfentna i potrafiła okiełzać Michała, ale to jest tylko jeden przedmiot.
Reasumując ,niech nikt się nie łudzi ,mimo , że szkoły są lepsze i gorsze,nauczyciele tacy i inni , na nas rodzicach spoczywa ten ,,zaszczyt-edukacji naszych zakręconych,, , a jak w tym ktoś nam pomoże to i chwała mu za to.
Co do drugiej części posta Mirabelli., to coś w tym jest.
Obrazków towarzyszących odrabianiu lekcji lub innym tego typu intelektualnym zajęciom ,każdy z nas mógłby pewnie jeszcze trochę dodać, ale nie w tym rzecz.
Myśmy również zauważyli tę prawidłowość.Michał czasami już prawie śpiąc ze zmęczenia , z płaczem uczuł się liczyć,czytać itp., a mimo to w jego oczach, na koniec widzieliśmy uśmiech , że mu się udało , że wyszło.Czasami aż klaskał ( a robi to w momentach wielkiego zadowolenia) w dłonie i było to takie spontaniczne , że człowiekowi zaraz robiło się lżej , mimo iż sam miał dość.
Na drugi dzień,po powrocie ze szkoły Michał miał nawet napisaną lekcję w zeszycie , albo dobrą ocenę . Tłumaczono mi , że przesadzam , że to odbija się na zachowaniu,że konsekfencje mogą być zgubne.
No to odpuściliśmy.Michał jak rozrabiał tak rozrabia, ale za to nie musi się uczyć.
W rezultacie stoi w miejscu i czeka. mad.gif
Wydaje mi się ,że przyczyny takiego zachowania tkwią w potrzebie prowadzenia ,,za rączkę,,jakiego nasze dzieci oczekują od nas rodziców.Mimo trudów , rzykrości,wręcz upokorzeń przy okazji lekcji jakich doznają przy okazji nauki , fakt ,że im wyszło , ze rozumieją,że coś potrafią ,potrafi ich zmobilizować .Szkoda tylko , że na tak krótko.
Podjęcie sie takiego zadania stało się jednak tak bardzo wyczerpujące fiizycznie i psychicznie ( jest to szczególnie trudne , gdy oboje rodziców pracuje zawodowo )
że zaczyna nam poprostu brakować sił i zauważyłem ,że niestety ,, odpuściliśmy ,,

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Autor: [b]Mirabella[b\]
Data: Feb 18 2005, 08:59 PM


Witaj Zatroskany!
My na razie (na szczęście) nie mamy jakichś spektakularnych przygód z niewłaściwymi zachowaniami Tomka. No owszem, kręci się i przeszkadza na lekcjach, a ponieważ ma już mutację głosu, zrobił się niesamowicie głośny i ostatnio zostałam poproszona z tego tytułu do szkoły. Tam jednak mam partnerów do rozmowy - i oby tak zawsze było!!! Wiele spraw udaje się popchnąć na kółkach wyrównawczych - w końcu, w odróżnieniu od podstawówki, trafiliśmy na spokojną, doświadczoną matematyczkę, która rozumie o co chodzi i stara się zwyczajnie popchnąć do przodu liczenie (mnożenie, zamienianie na ułamki itd - a tu I klasa gimnazjum!!!). Nauczyciele zgodnie mówią, że młody jest zupełnie inny w klasie (tu jest pierwszy do głośnej gadki, burkliwy, zupełnie nie zainteresowany lekcją, pierwszy w niegrzeczności tongue.gif ), a zupełnie inny na zajęciach w małej cichej grupie - tu potrafi wykonywać polecenia, odpowiada spokojnie i grzecznie rolleyes.gif . W szkole jednak nikt go nie przyciśnie do oporu, a jego ulubioną odpowiedzią jak traci ochotę do zajęć jest "nie rozumiem". unsure.gif I wtedy może twierdzić, że niczego nie rozumie - nie wie, jak podać przykład rzeczownika czy czasownika, ani jak dodać trzy liczby w słupku. I jak tu "biedaczynce" nie odpuścić, kiedy on powtarza, że nie rozumie? sad.gif
Jednak widzę, że masz takie samo doświadczenie jak ja - po prawie nieludzkim dociśnięciu śruby - jakby coś w tej biednej głowie przeskakiwało. I dziecko też się cieszy, bo nagle coś się udało. Koszt psychiczny wydaje mi się jednak nie do przyjęcia: stopień zmęczenia i mój i jego po takim popołudniu/wieczorze sprawia, że nie można tego robić ciągle. Ale aż się zaczynam zastanawiać: może taki wycisk działa podobnie, jak mocny masaż na zakwaszone mięśnie? Nie wiem, czy ćwiczyłeś coś kiedyś intensywnie, ale wymasowanie mięśni zakwaszonych znacznym wysiłkiem powoduje, że nabierają one jakby "drugiego oddechu" i zaczynają działać szybciej i lżej. Efekt oczywiście nie jest długotrwały. Ale może po prostu samego siebie przycisnąć, aby taki mocniejszy dzień zrobić raz na dwa- trzy tygodnie?
Pozdrawiam
Mirabella

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Feb 19 2005, 09:09 PM


Witaj, Mirabello smile.gif
nasz Mateusz jest w tym samym wieku, co Twój Tomek... z tym że nie jest w gimnazjum. Powtarza szóstą klasę.
Masz rację co do reakcji nastosowanie nacisku... u Mateusza jest tak samo.
Ze strony szkoły i poradni PP nie mogę oczekiwać wsparcia... panie nie są zainteresowane, owszem mamy reedukację ... od tego semestru godzinę co dwa tygodnie!!!
NIe podejmuję się stosować tej metody nacisku na dłuższą metę, nie robiłam tego nigdy i nie bedę robić. Mnie się wydaje,że nie tędy droga. Z tym,że przyznam się szczerze, nie wiem którędy..sad.gif
Na razie jestem umówiona z psychologiem, zobaczymy co wyniknie z tej wizyty... jestem zdecydowana posłać Mateusza do gimnazjum specjalnego. sad.gif Nie widzę innego wyjcia. huh.gif

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]Mirabella[b\]
Data:

Miła Basiak!
Bardzo mnie zainteresowałaś pewną sprzecznością w swojej wypowiedzi. Jeśli zauważyłaś pozytywną reakcję na desperacki nacisk na Mateusza, to znaczy, że zdarzyło Ci się taki nacisk zastosować i to w sposób na tyle powtarzalny, że zauważyłaś efekt. Rozumiem więc, że wyrażenie "nie robiłam tego nigdy i nie będę robić" dotyczy przyjęcia twardego nacisku jako metody, czyli takiego działania "na dłuższą metę". Chyba udało mi się uzyskać spójność w rozumieniu Twej wypowiedzi?
Za mało jeszcze wiem w ogóle o FAS i o zróżnicowaniu FASolek i ich możliwości, rozumiem jednak, że FAS może mieć głębokie i płytsze skutki oraz że dotyczy uszkodzenia dzieci, które genetycznie mogły się urodzić zdolniejsze lub mniej zdolne i to się wszystko na siebie nakłada, czyli że każdy ludzik inny. Ale gdyby się okazało, że w przypadku znacznej ilości dzieci jest powtarzalny i wyodrębnialny statystycznie skutek w postaci efektu "przepchania" kanałów myślowych po ostrzejszym stresie devil.gif , to czy nie byłby to jakiś przyczynek do poznania zjawiska szerzej i wymyślenia jakiejś - choćby fragmentarycznej metody? Może za jakiś czas okazałoby się, że nie musi to być spontaniczny, okazjonalny efekt chwilowej desperacji sfrustrowanego rodzica, tylko na przykład zalecana - raz na jakiś czas - metoda działania ph34r.gif ? Albo wręcz przeciwnie - po lepszym zbadaniu może się okazać, że jest to pierwszy idiotyzm w zachowaniu, który rodzicom należy w pierwszym dniu odradzać cry.gif ? Ja mam w głowie zupełne tabula rasa pod względem metodyki - jeśli ktoś wiarygodny mi powie, że ze zgromadzonej mądrości wynika, że moje dziecko trzeba trzy razy dziennie smarować solonym śledziem, to zrobię to, bo mi na młodym zależy!! A jeśli się okaże, że pokatować matmą czy historią siebie czy jego - to jest droga jego rozwoju i ja mogę się przyczynić do jej odkrywania - to też to zrobię!!! Dlatego się pytam, bo chcę wiedzieć, jak Wam idzie i czy ktoś zobaczył to co ja. Może to głupie, jak głupie, to też chcę wiedzieć. A może nie głupie, choć boli?? To też chcę wiedzieć. Rozumiesz? Nie cofnę się tylko dlatego, że grożenie dziecku głodem brzydko wygląda schmoll.gif . Bo może mu w ten sposób ratuję szansę na życie - jakkolwiek by to górnolotnie brzmiało.
Pozdrawiam serdecznie
Mirabella

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Feb 20 2005, 04:36 PM


Mirabello, dobrze mnie zrozumiałaś biggrin.gif Wybacz pokrętność wypowiedzi. Powinnam moze powiedzieć,że przed Mateuszem nigdy nie stosowałam takiej metody i nie zamierzam jej stosować, chociaż na jego żywym organizmie zdarzyło mi się przeprowadzać eksperymenty. Niestety ta metoda nie leży w mojej naturze, jak się zdołałam przekonać naocznie.

Rozumiem Twoje motywy i wcale ich nie potępiam.biggrin.gif Też tak próbowałam, ale nie potrafię permanentnie zmuszać człowieka, nawet tego małego, do robienia rzeczy wbrew jego woli. Mój mąz twierdzi,ze powinniśmy eksponować jego mocne strony, nie zmuszac go bez przerwy do nauki. No, zgoda.... tylko że jedyną jego mocną stroną jest sport. I ja nawet zgodziłabym się z takim podejściem, gdyby on miał jakiekolwiek sznase w tym sporcie. Ale nie ma... choruje na padaczkę. sad.gif
Ta szkołą specjalna to dlatego, bo nie widzę wyjścia... Mateusz jest u nas od września... przez 13 lat nikt się nie interesował jego wychowaniem... ja nie jestem w stanie zmienić go w kilka miesięcy. Oprócz niego mam jeszcze dwóch synów, którzy potrzebują mojego wsparcia. Doba jest za krótka ..

Moje wątpliwości w tym temacie dotyczyły tego czy nadajemy się na rodzinę dla Mateusza... otóż moim zdaniem nie nadajemy się. Jemu potrzebna by była rodzina terapeutyczna...my nią nie jesteśmy.
pozdrawiam bardzo, bardzo biggrin.gif
Basia

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]Mirabella[b\]
Data: Feb 20 2005, 08:14 PM



Basiak Droga!
Z tego co wiem, rodzin terapeutycznych prawie jeszcze NIE MA! (bytów wirtualnych czyli tekstu w ustawie nie liczę). więc jeśli Pan Bóg postanowił, że trochę poprawi Mateuszowi szanse wink2.gif i powierzył go Wam, to znaczy, że Was do tego wybrał, bo wiedział, że zrobicie co w Waszej mocy, z otwartą głową i sercem. Wybacz, ale bez tej podstawowej bazy duchowej to ja bym wysiadła.

Tak psychicznie to mam identyczne jak Ty odczucia co do siebie jako rodziny zastępczej dla Tomka sad.gif ph34r.gif sad.gif . On też się u nas nudzi, jest rozczarowany, że nie kupujemy mu markowych ciuchów i motoru (wielokrotnie omal nie postradał zdrowia na rowerze, więc rozumiesz nasz entuzjazm dla tego pomysłu), uszami mu wychodzi, że my tak ciągle tylko praca, praca, nauka i praca, a w ramach rozrywek wystawy z egzotycznymi rybami czy jakieś wycieczki do zamków, a na Sylwestra na rynek go nie chcemy puścić, a tam jest przecież dopiero zabawa. No, nudziarze i w ogóle pokręceni jesteśmy. Ale Tomek się u nas znalazł nie dlatego, że zamówiliśmy sobie gdzieś ślicznego chłopczyka i potem nam się popsuł w używaniu, tylko wiedzieliśmy, że coś jest nie tak i po swojemu oceniliśmy jego szanse na lepsze miejsce. Wyszło nam, że nie widać lepszego, więc raz-dwa-trzy-u-nas-lądujesz-Ty. I tego się trzymamy. Jeśli uczciwie widzisz w okolicy kogoś konkretnego, kto: jest profesjonalistą od FASu, najlepiej przy okazji neurologiem (padaczka), dobrze uformowany pedagogicznie, bez innych zobowiązań (dzieci własne) i zipi entuzjazmem, żeby przyjąć Mateusza, no to masz dylemat. A jak takiego egzemplarza nie widzisz, to uwierz, że to naprawdę Twoje zadanie. Proste jak budowa cepa. Nie jest powiedziane, że osiągniesz jakiś "sukces" blink.gif , ale może przy okazji zostaniesz świętą? cheers.gif Też byłoby nieźle.
Serdeczności wink2.gif
Mirabella

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Feb 21 2005, 08:31 AM


MIrabella, jesteś boska biggrin.gif biggrin.gif clapping.gif cheers.gif
Ja na świętośc raczej nie liczę biggrin.gif, przy moim paskudnym charakterze... cool.gif

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]Zatroskany[b\]
Data: Feb 21 2005, 12:12 PM


Z góry przepraszam ,ale cierpliwość i wyrozumiałość nie są najmocniejszymi moimi cechami.
Brzuszek mnie rozbolał jak czytam co niektóre wypowiedzi.Wiem ,wiem -wolność słowa itd. mad.gif
Po pierwsze każdy z nas rodziców podkreślam rodziców( w całym tego słowa znaczeniu) i nie ważne czy adopcyjni czy zastępczy, powinien sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego? , po co? Uczciwość wobec dzieci , które zaprosiliśmy wymaga abyśmy znali odpowiedź na to pytanie. Odnoszę wrażenie, że nie wszyscy podzielają moje zdanie .Może kłopoty,trudności,stresy przyczyniają się do tego,że zapominamy o tym, co czuliśmy , mówiliśmy nim podjeliśmy tę decyzję.,albo założenia ,ktore przyjeliśmy były błędne.
sad.gif
Dziwię się jak można mówić , że światy nasz ( czyli rodziców , ewentualnie naszych biologicznych dzieci) i naszych zaproszonych dzieci się różnią. Może jestem naiwny ale tworzymy rodzinę , a skoro tak , to jak w rodzine mogą być dwa światy. To wygląda tak ,jakby pod wspólnym dachem żyły obce osoby i zmuszone były tolerować swoje dziwactwa.
Od momentu kiedy Michał jest z nami , całe podkreślam całe nasze życie podporządkowane jest Michałowi. My też na początku buntowaliśmy się , ale po czasie ,kiedy przekonaliśmy się , że jest to misja ( wcale nie za wielkie słowo) jest nam łatwiej.
Widocznie Pan Bóg lub jak kto woli los wyznaczył nam takie zadanie i chcąc nie chcąc los naszych ,,zakręconych,, leży w naszych rękach. Musieliśmy zrezygnować z wielu rzeczy,nasze plany, marzenia raptem okazały się nie ważne.W zamian za to zbudowaliśmy inne , a że ich częścią jest Michał , no cóż, widocznie tak miało być.
Dlatego nie przeszkadza nam i nie drażni nas , to że Michał ( ma prawie 14 lat) chce się przytulać , że chce spać z nami ( zaznaczę że zboczony nie jestem ) skoro nasz pies też wciska się pod kołdrę jak mu jest zimno, że okazuje emocje, uczucia wylewnie ,nachalnie albo nawet wulgarnie.Staramy się korygować jego zachowania,ale ich nie odrzucamy i nie są dla nas meczące , wręcz przeciwnie cieszymy się , że w ogóle reaguje na różne sytuacje.
Na początku nam też się wydawało , że możemy przestawić góry, też mieliśmy ambitne plany rodzicielskie.Teraz, kiedy wiemy , że to Fas -odpuściliśmy.
Po prostu pozostoło nam, jak nam wszystkim znalżć drogę , którą mogą iść nasze dzieci.Drogę bardzo prostą , mało ambitną , ale taką która pozwoli im być dobrymi ludźmi i na tym jak sądzę powinna skupić się nasza uwaga.Jeśli cała nasza inteligencja , wykształcenie,kwalifikacje pozwolą nam zamienić zwierzęce (jak mówi Małgosia)odruchy naszych dzieci na ludzkie reakcje,to będzie to nasza nagroda.
Podobnie jak Mirabella sądzę , że różne uszkodzenia spowodował alkochol w mózgach naszych ,,zakręconych,, i dlatego szukanie właściwych reguł postępowania ,wymiana doświadczeń są tak ważne. Mieliśmy możliwość obserwowania naszego dziecka na tle innych dzieci z Fas-em i widzieliśmy różnice. Nie wynikały one bynajmniej z różnic w wychowaniu . Zawsze twierdziłem , że jedną z podstaw naszego postępowania wobec dzieci z Fas-em jest konsekwencja .Dlatego metoda , sposób przedstawiony przez Mirabellę przynosi efekty. Pytanie tylko czy i na ile może zaszkodzić ? Skoro nie możemy przekazać naszym dzieciom pewnych wartości to może uda się ich tego nauczyć .
No właśnie tylko jaką wybrać metodę nauki.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]Mirabella[b\]
Data: Feb 22 2005, 08:23 PM


Miły Zatroskany
Wydaje mi się, że splątały nam się dwa wątki. sad.gif huh.gif
Po pierwsze:
Twój list odczytałam z odrobiną przykrości sad.gif , jakbyś chciał obsztorcować Basiak za jej wątpliwości i poczucie niedoskonałości mad.gif , które rozpoczęło ten temat. Może to różnica płci, ale ja też często mam wątpliwości i muszę sobie wracać do jakiejś podstawy, do jakiegoś początku i uświadamiać sobie, dlaczego jestem tu gdzie jestem. Stąd doskonale rozumiem Basiak, chociaż staram się myśleć takimi kategoriami, jak pisałam w moich poprzednich postach - nawet, jeśli trudności są większe, niż się mogliśmy spodziewać, trzeba odbierać to co mamy jako wolę Bożą po prostu i szukać wszelkimi metodami jak największego dobra. Nie przywiązywać się do myśli, że osiągnę -muszę koniecznie osiągnąć - jakiś super efekt. To nie fabryka. Ale w tym czasie jaki mamy (Tomek u nas został na stałe, gdy miał 12 lat), wykrzesać z siebie jak najwięcej sił, aby pomóc mu prostować jego ścieżki, w różnych aspektach.

Z tego co napisałeś rozumiem, że Michał jest Waszym jedynym dzieckiem. Nie masz więc dylematów związanych z zaniedbaniem swoich dzieci rodzonych lub wręcz ze szkodliwością wychowywania ich razem z dzieckiem, które ma znaczne trudności rozwojowe. Jedynymi osobami, które mogą trochę pocierpieć, są u Was dwie dorosłe osoby, wskutek decyzji których Michał jest w Waszym domu. U mnie jest kwestia naśladowania dziecka bądź co bądź problematycznego przez dziecko zacznie mniejsze. U Basiak jest jak rozumiem podobnie, bo ma swoje dzieci, które mają swoje potrzeby i reakcje, nie zawsze pozytywne, a w końcu to wobec nich jako pierwszych Basiak ma obowiązki bycia dobrą matką, choćby potrzeby Mateusza były obiektywnie większe blink.gif .

Jest więc kwestia samopoczucia w drodze, w której ponosisz - choćby zewnętrznie - porażki, i to częste. I są wątpliwości, czy nie robisz czegoś bez sensu i szkodliwie. A co do dwóch światów - ja też odczuwam, że Tomek nosi w sobie swój świat, całkiem inny od naszego. I też nie dziwota - u nas jest 2,5 roku, a przyszedł, gdy miał lat 12. Przewaga choćby tylko czasowa świata nie naszego nad światem naszym jest ogromna. O tyle dobrze, że ja świat Tomka znałam przez ostatnie 9 lat z pewnej odległości (był wychowywany przez moją sąsiadkę z czasów panieńskich), więc wiem o co chodzi, ale nie będę się łudzić, że nasze światy trzeba na siłę "ujednolicać". Sztuczne i niemożliwe. Te dwie rzeczywistości istnieją obok siebie.

A drugą kwestią jest ten poruszony przeze mnie wątek presji i twardych metod devil.gif ph34r.gif devil.gif .
To jest rzecz odrębna - jak już przebrniemy przez wątpliwości własne - a dla takiego przebrnięcia od czasu do czasu powinniśmy sobie nawzajem udzielać wsparcia i tak rozumiem to miejsce, w którym piszemy - to możemy wspólnie szukać różnych "knifów". Nie wszystko znajdzie Małgorzata, choć ja nawet w większości nie rozumiem mądrego języka, którego Ona używa (jestem tylko prostym radcą prawnym), niektórymi rzeczami możemy się chyba podzielić własnym przemysłem. No i dziękuję za to dzielenie. Ale nie mieszajmy może już więcej tych dwóch odrębnych zagadnień - potrzeby potwierdzenia, że jesteśmy we właściwym miejscu świata i własnego życia z poszukiwaniem metod działania wychowawczego.

Mam nadzieję, że nie namąciłam jeszcze więcej. laugh.gif tongue.gif unsure.gif
Pozdrawiam w każdym razie serdecznie wink.gif
Widzieliście propozycje integracyjne?
Mirabella

---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]basiak[b\]
Data: Feb 23 2005, 10:08 AM


Zatroskany - widocznie nie potrafisz wyjść poza własne doświadczenie, skoro nie rozumiesz. Ale w końcu nie musisz.
Chciałam ci tylko powiedzieć,że posiadanie dzieci biologicznych i zastępczych nie da sie porównać z sytuacją ,kiedy mamy tylko dziecko zastępcze.

Mnie brzuch nie boli, kiedy cię czytam...

Mirabello - dwa lata? Może po dwóch latach u nas też jakoś się ułoży.


Adminku
Poproszę o zamknięcie tego wątku.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Autor: [b]fastryga[b\]
Data: Feb 23 2005, 10:52 AM


Kochani,

to Basiowy wątek, więc zgodnie z jej wolą - zamykamy. unsure.gif Uczmy się słuchać siebie nawzajem - gdzie za dużo, gdzie boli, gdzie posuwam się do osądu (czytaj: za daleko). dry.gif Wiem, że dużo kosztuje wielu z nas publiczne otwarcie się ze swoimi skrytymi sprawami, szanujmy tę odwagę.
Wydaje mi się jednak, że poruszyliście temat ważny, coć bardzo trudny: dzieci biologiczne, adopcyjne, przyjęte i ich miejsce w rodzinie. Otwieramy więc nowy wątek, dla tych, którzy chcą o tym rozmawiać.

Basiu - smile.gif

Pozdrowienia dla wsystkich
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 14