 |
FAScynujące forum
Forum dla rodziców, opiekunów i specjalistów zainteresowanych problematyką zaburzeń rozwojowych u dzieci i młodzieży
|
Rodzice biologiczni |
Autor |
Wiadomość |
Gośka

Pomogła: 1 raz Wiek: 58 Dołączyła: 09 Wrz 2007 Posty: 542 Skąd: mazowieckie
|
Wysłany: 2009-04-06, 22:59
|
|
|
Ola, sama nie wiem co o tym myśleć....Bo wiem, że moja mała dziewczynka jest wpatrzona w swoja matkę jak w obraz....I nie widzi w jej postępowaniu nic niewłaściwego...Mała kłamie straszliwie, na każdym kroku i bez powodu, a kiedy chcę o tym z nią porozmawiać kwituje wszystko - moja mama kazała mi kłamać i nie potrafię inaczej...Ona boi się powiedzieć prawdę, bo uczono ją, że prawdy nie wolno mówić, ale to już inna bajka. Zmierzam do tego, aby zastanowić się nad faktem, czy nie negowanie złego postępowania rodziców nie utrwala w dzieciach przekonania, że wszystko jest ok. Bo nasza dziewczynka nie zdaje sobie sprawy dlaczego ją zabrano z domu...Całą winą obarcza kuratorkę, mówi o niej z ogromną nienawiścią...A mama jest bardzo kochana, naj, naj...A teraz druga strona medalu - czy negowanie postaw rodziców nie spowoduje u dziecka rozchwiania emocjonalnego jeżeli istnieje bardzo silna więź? Bo w naszym przypadku tak jest...Matka jest guru, ona nie piła, często całowała, przytulała, ale zapominała dawać jeść, pozwalała wałęsać się po nocy, uczyła żebrać . W oczach dziecka jest dobra...Jak to wszystko poukładać, aby nie zaszkodzić? Myślę, że dorastając dzieci same potrafią wyciągnąć wnioski... Ale czy nie będzie wtedy za późno na kształtowanie postaw, zwłaszcza, gdy dziecko jest urlopowane kilka razy do roku i negatywne zachowania są utrwalane? Idealna sytuacja to taka, gdzie rodzic biologiczny systematycznie odwiedza dziecko i współpracuje z RZ, ale my nie możemy tego ideału dogonić. |
|
|
|
 |
gaja268
Wiek: 41 Dołączyła: 09 Lut 2009 Posty: 17 Skąd: Toruń
|
Wysłany: 2009-04-07, 07:50
|
|
|
Wydaje mi się, że właśnie urlopowanie jest największym problemem. Albo rodzice poradzili sobie ze sobą i swoimi problemami i dziecko może do nich wrócić, albo nie poradzili sobie i dziecko jest w rz, a rodzice mogą się z nim spotykać...Nie bardzo rozumiem ideę urlopowania dzieci do domu, w którym nie zmieniło się nic...Niestety nie mamy szans "wygrać" z rodzicem( a raczej jego wizerunkiem jaki wypracowało w sobie dziecko). Nasza najstarsza też próbuje rodziców, zwłaszcza matkę wybielać. My absolutnie nie utwierdzamy jej w przekonaniu, że mama jest super i wszystko robiła doskonale. Ukierunkowujemy ją- rozmawiając o rodzinie, jak powinny wyglądać relacje w niej, co robią rodzice, żeby dzieci były zdrowe, bezpieczne i szczęśliwe. I dziecko albo zrozumie i zobaczy dysfunkcje swoich rodziców, albo nie...Niezależnie od tego, co byśmy powiedzieli. Na jakimś szkoleniu Pani z fundacji "Dzieci Niczyje" na pytanie, czy skonfrontować dziecko z sytuacją domu rodzinnego, odpowiedziała, że tak, jeśli naszym zdaniem przyniesie to pozytywny dla dziecka skutek. W moim odczuciu- dziecko będzie tak długo idealizowało rodziców, ślepe na wszystkie krzywdy jakich od nich doznało, jak długo nie zacznie identyfikować się z kimś innym... |
_________________ Tak, jakby były z nami od zawsze;) |
|
|
|
 |
Gośka

Pomogła: 1 raz Wiek: 58 Dołączyła: 09 Wrz 2007 Posty: 542 Skąd: mazowieckie
|
Wysłany: 2009-04-07, 12:16
|
|
|
Ja też nie wiem po co w naszym przypadku urlopowanie...Szanse powrotu dziecka do domu są równe zeru...Czekamy na decyzję. |
|
|
|
 |
Olka
Pomógł: 3 razy Dołączył: 21 Kwi 2008 Posty: 105
|
Wysłany: 2009-04-27, 13:25
|
|
|
Siedział tatuś na łąweczce w sądowym korytarzu dwadzieścia minut na wprost mnie. Udał, że nie zna. Nie powiedział dzień dobry, nie zapytał słowem o dzieci. Na sprawie psy na mnie wieszał, choć prawie się nie znamy. Sędzina odrzuciła jego wniosek, ale kosztowało mnie to kilkudziesięciominutowy monolog. Pani sędzia bardzo chciała, aby jakoś relacje ojca z dziećmi podtrzymać i dopiero ewidentne wyzwiska pod moim adresem uzmysłowiły jej, że chyba nie ma szans na pozytywne stosunki między nami. Czuję jednak, że pozbawiłam dziewczynki szansy na poznanie ojca takim, jakim jest w rzeczywistości. To ja go oceniłam i podjęłam decyzje, a przecież one powinny to zrobić za jakiś czas....Obawiam się, że może to doprowadzić do sytuacji, że mając lat 18 one wrócą do niego, padną sobie w ramiona, obarczą mnie winą za zło tego swiata, i... będą żyli długo i szczęśliwie.... |
|
|
|
 |
Gośka

Pomogła: 1 raz Wiek: 58 Dołączyła: 09 Wrz 2007 Posty: 542 Skąd: mazowieckie
|
Wysłany: 2009-04-27, 15:03
|
|
|
Jeśli długo i szczęśliwie to ok, ale zwykle bywa inaczej |
|
|
|
 |
Danusia
Wiek: 46 Dołączył: 07 Lis 2007 Posty: 81
|
Wysłany: 2009-04-28, 08:13
|
|
|
No niestety , ale musimy się z tym liczyć ...taka nasza misja, a czas pokaże co będzie dalej. |
|
|
|
 |
tutek
Dołączyła: 07 Sie 2009 Posty: 6 Skąd: W-wa
|
Wysłany: 2009-08-10, 22:25
|
|
|
Napisze na tym watku, chociaz moja coreczka jest adoptowana, trafila do mnie majac ponad 6 lat. Nie jestem rodzina zastepcza, wciaz jednak zmagam sie z 'cieniem' rodzicow biologicznych. Mala pamieta 2 sytuacje z ich udzialem, obie takie, ze byli pijani i nie mogla ich obudzic... i jeszcze scene, ze tatus zadzwonil do domu dziecka i obiecal jej, ze kiedys kupi jej telefon z Barbie, i bedzie mogla do niego dzwonic.
Zdarza jej sie mowic do mnie 'Nie jestes moja mama'. Wciaz mowi do mnie 'ciocia', ewentualnie 'bo ciocia jest moja mama'. Ja nie nalegam, niech mowi jak chce... Ale gdy zaczyna opowiadac, ze miala akurat wrocic do rodzicow, ale wtedy do DD przyjechalam ja i ja zabralam, jednak reaguje i przypominam, ze pan sedzia zdecydowal, ze rodzice nie moga sie nia zajmowac, bo pija wodke i zapominaja dac jej jesc i postanowil, ze bedzie czekala w DD na nowa rodzine. Przypominam, ze byla w szpitalu pod kroplowka, bo przez wiele dni nic nie jadla. Na widok pijaka na ulicy rozmawiamy czesto o tym, ze alkoholizm to okropna choroba itp.
Z poczatku mowilam tylko tak, jak uczono mnie na kursie PRIDE 'Rodzice nie mogli sie toba zajmowac'. Ale to nie wystarczylo, szybko zaczela zapominac, ze dlugo mieszkala w DD, ze glodowala w domu, ze policja znalazla ja na ulicy zamarzajaca prawie... wciaz bylo, ze rodzice mieli przyjechac i ja zabrac, ze mama byla chora a tatus ciezko pracowal (nie pracowal, oczywiscie)... ze tatus pewnego dnia zbuduje piekny dom, bo jej obiecal, i wtedy tam pojedzie. Poczulam, ze musze, chocby bolalo, powiedziec wprost: NIe zabralam cie od rodzicow. Mieszkalas w domu dziecka, a rodzice tam nie przyjezdzali od lat. Oni maja klopot, obydwoje bardzo duzo pija, nie moga opiekowac sie dzieckiem, nie bylas tam bezpieczna.
Ostatnio czesto slysze od Malej: A jak ktos pije wodke to moze nawet zapomniec przeczytac dziecku bajke na dobranoc?
Potwierdzam, ze tak wlasnie moze sie stac. W jej oczach juz najgorsze, co moze byc, to nieprzeczytanie bajki. Chyba to oznacza, ze poczula sie bezpiecznie...
Chociaz ostatnio na polkoloniach byli w kinie - zamiast popcornu kupila sobie za drobne, ktore miala w kieszeni, zabawkowy telefon. I wciaz z niego 'dzwoni' i mowi 'Halo? Mama? Jak sie czujesz? A, nie masz czasu? No to pa...'; 'Halo? Tata? A, taty nie ma? To do widzenia'.
Nie wiem, jak jej pomoc... jej i nam, tak naprawde. Jak jej pokazac, ze naprawde tutaj jest jej dom, i ze jestesmy rodzina.
Mam znacznie lepiej niz Wy, bo rodzina biologiczna nie odwiedza mnie, nie przychodzi pod przedszkole itp. Mam tylko cienie... ale czasami i one mnie wykanczaja. |
|
|
|
 |
Gośka

Pomogła: 1 raz Wiek: 58 Dołączyła: 09 Wrz 2007 Posty: 542 Skąd: mazowieckie
|
Wysłany: 2009-08-11, 21:23
|
|
|
Cień mamy towarzyszy i nam w każdej chwili. Chyba musimy do tego przywyknąć, bo nam jest ciężko, dostajemy głupawki, a dzieci? One mają zupełnie namieszane w głowie. Mama zjawi się raz na kilka miesięcy, obiecuje różne rzeczy oczywiście niewykonalne i znika. Dziecko żyje marzeniami, złudzeniami, czeka, wygląda, podskakuje na dźwięk każdego dzwonka do drzwi, a mamy nie ma......I zjawi się znowu kiedyś, tak na chwilkę, nadzieja w sercu dziecka odżyje i znowu czekanie przez wiele dni, miesięcy..... I powiedzcie szczerze, czy takie kontakty mają sens? Czemu mają służyć? Czasami mam ochotę wykrzyczeć matce ten ból dziecka, rzucić jej w twarz godzinami przestanymi w oknie. Nikt mi nie dał takiego prawa, więc milczę....
[ Dodano: 2009-11-08, 22:27 ]
Mam trudności z dogadaniem się z matką dziecka na wielu płaszczyznach. Nie reaguje na moje pytania np. czy dziecko ma chodzić na religię, czy ma iść do komunii i wiele innych. Pojawia się rzadko, a ja nie mam prawa podejmować wiążących decyzji. Mam w związku z tym pytanie - czy starając się o status opiekuna prawnego pozbawię praw rodzicielskich rodziców biologicznych? Bardzo bym tego nie chciała, ale nie wiem jak inaczej rozwiązać problem. Bo niby matka jest opiekunem prawnym, ale nie ma bladego pojęcia o potrzebach dziecka, wykazuje mierne zainteresowanie jego sprawami. |
|
|
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|