FAScynujące forum
Forum dla rodziców, opiekunów i specjalistów zainteresowanych problematyką zaburzeń rozwojowych u dzieci i młodzieży

Pytania i odpowiedzi - Rodzice biologiczni

Gośka - 2008-11-14, 19:19
Temat postu: Rodzice biologiczni
Mamy problem. :( Mama biologiczna atakuje nas ze wszystkich stron. Nie przychodzi do domu, ale za to w szkole urządza dantejskie sceny. Nie zostawia na nas suchej nitki, dziecku przekazuje nieprawdziwe informacje na nasz temat. Doszło do tego, że mała mówi wprost, ze : ty mnie nie urodziłaś i nie możesz mi nic kazać, albo: nie będziesz mną rządzić, bo tylko moja mama jest moją rodziną. Mama przekazała jej, że nie wpuszczamy jej do domu, że ją wypędzamy a mała święcie w to wierzy....bo jej mamusia nie kłamie. I mamy w domu małe piekiełko...W sądzie zaznaczyła, ze woli, aby dziecko było w domu dziecka. A mieliśmy tyle dobrej woli i teraz mamy wątpliwości, czy takie kontakty są potrzebne i czy nie szkodzą dziecku. Bo mama nią manipuluje, namawia do kłamstw. Przez cztery miesiące nie było jej, teraz przychodzi, bo chce małą urlopować...I ciągle domaga się, aby w szkole wydano jej dziecko. Boję się, że kiedyś zabierze ją spod szkoły. Mam mieszane uczucia i nie wiem co powinnam robić. Poradźcie coś, potrzebne nam obiektywne spojrzenie na sprawę.
Marynia - 2008-11-15, 00:14

Gosiu
oj nie zazdroszczę Wam sytuacji, osobiście zawsze się bałam kontaktów z naturalną rodziną, bo z mego doświadczenia nie wiele dobrego z tego wynika, no może to, że nasza najmłodsza pociecha, po różnych bolesnych doświadczeniach, poradziła sobie z określeniem "swego miejsca w świecie", no ale tak dantejskich scen nie było.
Przyszło mi jednak do głowy, czy byście nie mogli przez sąd ustalić możliwości kontaktów biologiczna mama-dziecko, w określonym miejscu, czasie i obecności np. kuratora sądowego. Uważam, że rodzicom biologicznym też warunki i wymogi stawiać trzeba.
Życzę dużo sił.
A co do obiektywnego spojrzenia to Małej dzieje się krzywda a sprawcą jesteście nie Wy tylko znów biologiczny rodzic, więc przed nim (przed jego oddziaływaniem złym) trzeba dziecko chronić a Was wspierać. Może to dość mocno powiedziane ale przecież dla nas najważniejsze jest dziecko.

mariola - 2008-11-17, 14:58

U nas wszystkie spotkania rodziców mam ustalone sądownie - jest to 2 razy w tygodniu - przy czym bądź kiedy tych wizyt nie ma. Natomiast znam rodzinę zastępczą, gdzie sąd ustalił spotkania raz w tygodniu. Nie odbywają się w domu - mama zastęcza chodzi z małą na te spotkania do kawiarenki dziecięcej lub do parku. Nigdy nie zgadzaj się , aby R B chodził bez Twojej wiedzy do dziecka do szkoły lub spotykał dziecko bez Twojej wiedzy i zgody.
aneczka71 - 2008-11-17, 22:04

My spotykalismy się z RB raz na jakiś czas wtedy kiedy akurat mama miała czas i ochotę-raz na dwa trzy miesiace.Zawsze poza naszym domem-park,plac zabaw itp.Jak dzwonili to tez tylko w weekend,bo Pani w szkole zwróciła mi uwagę ,ze po rozmowach i wizytach dzieci są rozkojarzone.Nie ustalałam tego sądownie,bo sędzina kazała mi to samej ustalić.W razie jakby mieli jakieś ale wtedy do sadu.A teraz mamusi znudziły się dzieci ,nie dzwoni,nie przyjeżdza- i dobrze!Zresztą dzieci napisały do RB listy,że nie chcą mamy widzieć i dlaczego.Dołączyłam to do akt z PCPR-u i Sądu.Aby potem ni nikt nie mówił,ze to ja nie chcę i nie pozwalam....
Gośka - 2008-11-21, 12:43

Jest coraz gorzej...Matka osacza małą, wmawia jej różne historie, które nie miały miejsca, udowadnia dziecku, że to nasza wina, iż nie jest w domu. Zaczynamy działać, sąd, PCPR. Co dalej, co będzie najlepsze dla dziecka - nie wiem. Bo jeśli tak mają przebiegać kontakty to ja wysiadam. Dziecko nic z nich nie wynosi, poza strasznym żalem do nas. :(
Basja - 2008-11-23, 16:18

Gosia, przesyłam Ci kilka głasków i dużo buziaków.
I trzymam kciuki żeby się poukładało.

Gośka - 2008-12-30, 08:49

Biologiczna mama zabiera małą do domu, wieczorem ją odbierzemy. Nasze kontakty zaczęły jakoś się układać. Mała jest zachwycona, a ja mam nadal mieszane uczucia. Ale sąd nakazał. Zobaczymy co dalej.
Olka - 2009-01-20, 13:14

Nasz, tzn. naszych dziewczynek tatuś bilogiczny odezwał się po półtora roku - sprawą w sadzie, że my mu kontakty utrudniamy :wstyd:
dzwoniła do mnie jego kuratorka, powiedziałam jej, że nie widzę potrzeby jego kontaktu z dziećmi. Sąd na sprawie podjął decyzję o badaniach w poradni diagnozowanioa więzi. Bałam się jak cholera, dzieci przeżywały spotkanie z tatą cały jeden dzień.... zapomniały o fakcie zanim doszła do mnie opinia z poradni, że więzi emocjonalne miedzy dziećmi a ojcem uznają za trwale zerwane :) Powiem szczerze, że takie poradnie to mi się podobają :kwiatek:

Gośka - 2009-01-20, 13:43

A ja mam pewność, że więzi miedzy naszą małą a jej matką biologiczną nadal istnieją. I nie mam nic przeciwko spotykaniu się , ale czasami te spotkania właśnie rujnują życie dziecka. Ostatnio było bardzo poprawnie. Starałam się wytłumaczyć mamie, że obydwie musimy się troszczyć o dobro małej. Ta kobiecina jest bardzo zagubiona, nie pije, ale kompletnie sobie nie radzi...I chyba trochę zrozumiała, bo podczas odwiedzin było dobrze, nie wmawiała dziecku, że jesteśmy złem tego świata, chętnie rozmawiała. Ona sądziła, że małą zabrano jej dlatego, bo my ją chcieliśmy mieć. Kiedy z nią porozmawiałam znacznie się wyciszyła....A teraz....znowu znikła z naszego życia, a mała się nie upomina o odwiedziny. Czekamy, co będzie dalej. Wiem, że muszę chronić dziecko, a jednocześnie boję się , aby nie skrzywdzić matki. Nie mnie ją sądzić, wiem, że jest zupełnie nieporadna, ale kocha swoje dzieci...Tylko ta miłość jest taka inna, ale jest....
Olka - 2009-01-22, 09:31

Co zrobisz, swiatu nie zbawisz. Naszym głównym zadaniem jest dbać o dzieci. Niestety czasem kłóci się to z dbaniem o ich rodziców biologicznych - w końcu z jakiegoś tam powodu dzieci zostały im odebrane... I rzeczywiście też mam takie zdanie, że dziecko potrzebuje miłości tej... hm... nie wiem jak ją nazwać, może "instynktownej", "pierwotnej", bo jedynej w swoim rodzaju, która łączy rodziców z dziećmi biologicznymi. W naszym przypadku myślę, że jej nigdy nie było. Było tylko egoistyczne pragnienie taty dziewczynek, żeby JEGO ktoś kochał. Może się mylę.
U Was inaczej. Może dziecku lepiej będzie się żyć ze świadomością, że mama mimo, że jest jaka jest, jednak nie była taka do końca "fee"", że darzyła uczuciem. Szkoda tylko, że wasza podopieczna taka młoda i musi zaliczyć taką huśtawkę. Trzymajcie się jakoś. Oby się poukładało! :kwiatek:

Gośka - 2009-04-04, 19:30

Znowu zbliżają się święta...Mama sobie przypomniała i chce małą zabrać...Poza świętami wcale jej nie odwiedza, nie dzwoni... Jak już trochę zacznie być lepiej to potem znowu katastrofa. Matka mówi wprost, że w domu przeważnie nie ma co jeść, ale mała bardzo chce jechać i stwierdziła , że wytrzyma trzy dni bez jedzenia... Mam nadzieję, że nie dostanie zgody z sądu, a szczerze mówiąc mam już dość mamuśki. Dlaczego dziecko nie może normalnie spokojnie żyć? Zabrali ją z domu rodzinnego, aby było lepiej, ale "dom rodzinny" okazjonalnie przypomina sobie o niej i znowu wprowadza chaos. Czy powinnam starać się o uniemożliwienie kontaktów, które są zdecydowanie toksyczne ? Już sama nie wiem co powinnam.... ;(
olesia - 2009-04-05, 16:59

u nas mama chciała Olisia na B.Narodzenie,po okresie kilku mcy nie widzenia dziecka, chciała go na 5 dni. Sąd wydał zgode, ale ja sie nie zgodziłam i mały nie pojechał.
Masz prawo nie wydać zgody choćby sąd ją wydał.

Marynia - 2009-04-05, 19:23

Gosiu, dorzucę swoje trzy grosze.
Od paru miesięcy jesteśmy bezradnymi świadkami losów starszej siostry naszej pociechy, która powtarza w swym "dorosłym" życiu wzorzec toksycznej miłości jaki wyniosła z domu, straciła zdrowie jest zagrożone życie ale go kocha i on ją też bo jak dziewczyna nam powiedziała, gdy była bardzo chora to powiedział żeby poszła do lekarza... co robi poza tym łatwo Wam chyba sobie wyobrazić.
Może nigdy się nam to nie uda ale musimy wszelkimi sposobami przynajmniej próbować nauczyć nasze dzieci co to jest miłość, że to relacja, więź w której i daje się i przyjmuje, i to przyjmowanie jak i dawanie jest tak samo ważne inaczej przegrają swoją przyszłość.
Bardzo wstrząsnęly mną słowa Twojej małej, że trzy dni wytrzyma bez jedzenia, czyli da się wykorzystać w zamian nic godnego nie otrzymując. Walcz o nią Gosiu, choć sama nie raz czuję, że głową walę w mur... nasza pociecha tyle przykrości doznała od swej biologicznej siostry a w pierwszym odruchu poszłaby za nią jak w ogień.. ale cóż my musimy być ludźmi Nadziei.

[

Olka - 2009-04-06, 11:39

W środę rano mam sprawę o ustalenie kontaktów i przywrócenie tatusiowi władzy rodzicielskiej. pani psycholog w poradni badania więzi obsztorcowała mnie ostro, że nie powinnam negatywnie wypowiadać się o rodzicach przy dzieciach. A jak mam się wypowiadać???? Pozytywnie? że kochają i są dobrzy??? tylko pili, zaniedbywali, i lali się wzajemnie na ich oczach?? jak mam zaszczepić w dziewczynkach prawidłowe postawy moralne nie negując postaw ich rodziców?? kto wpadł na pomysł, że nie wolno źle mówić o biologicznych rodzicach????? I dlaczego?? Bo je to boli??? A jak policja zabierała je z domu do domu dziecka to nie bolało??
I chciałam poddać pod dyskusję problem, czy jeśli będę pozytywnie wyrazać się o tatusiu dziewczynek i ich mamie, to w przyszłości same nie będą postępowac jak oni?? Bo po co starać się, męczyć, zaharowywać dla dzieci, skoro ktoś inny może się nimi zająć? Przecież to nic złego.... Uwazam, że dzieci od początku poiwinny mieć wpajane, ze ich rodzice zachowali się nieodpowiedzialnie, jesli rzeczywiście tak było. Mydlenie oczu powoduje wypaczanie systemu wartości. Pomijam rzadkie przypadki, kiedy dzieci trafiają do rodzin zastępczych bo rodziców spotkał jakiś tragiczny los.
Piszcie, jeśli uważacie, że wyrządzam krzywdę dzieciom takim postępowaniem. Ciekawa jestem opinii innych. Pozdrawiam serdecznie

gaja268 - 2009-04-06, 17:23

My nie wypowiadamy się wprost negatywnie o rodzicach biologicznych naszych dzieci. Ale myślę, że wszystko zależy od dziecka, stopnia w jakim rozumie swoją i swojej rodziny sytuację, w jakim stopniu jest wpatrzone w biol.rodziców. W naszym przypadku dzieci same rodziców oceniają- przez porównanie z nami. zwłaszcza te starsze. Kochają mamę, boja się taty. Mimo tego, że tęsknią za nimi(mimo wszystko) za żadne skarby nie wróciłyby do domu. Mały kilka razy mówił, że chce do mamy i pytał czy to możliwe. Powiedziałam mu, że tak, jeśli mama przestanie pić i będzie umiała się nimi zająć. Odpowiedział, że "chyba mama się tego nie nauczy". Ale my jesteśmy w tej "dobrej" sytuacji, że kontaktów z rodzicami generalnie nie ma(z woli /lub jej braku rodziców). Dlatego nam łatwiej "panować"nad dziećmi i ich postrzeganiem różnych spraw...Są sytuacje, kiedy trzeba dziecku coś powiedzieć wprost, wręcz brutalnie. Kiedy z różnych przyczyn dziecko nie widzi realnie, bardzo idealizuje. Nie uważam, żeby było w tym coś złego. Nie krzywdzisz dzieci. Ale nie powinnaś też zbyt naciskać na dzieci i oczekiwać od nich żeby miały złe zdanie o rodzicach. One się z nimi utożsamiają. Biorą na siebie"winy" rodziców, wybielają ich, bo to poprawia ich samopoczucie i samoocenę.
Gośka - 2009-04-06, 21:59

Ola, sama nie wiem co o tym myśleć....Bo wiem, że moja mała dziewczynka jest wpatrzona w swoja matkę jak w obraz....I nie widzi w jej postępowaniu nic niewłaściwego...Mała kłamie straszliwie, na każdym kroku i bez powodu, a kiedy chcę o tym z nią porozmawiać kwituje wszystko - moja mama kazała mi kłamać i nie potrafię inaczej...Ona boi się powiedzieć prawdę, bo uczono ją, że prawdy nie wolno mówić, ale to już inna bajka. Zmierzam do tego, aby zastanowić się nad faktem, czy nie negowanie złego postępowania rodziców nie utrwala w dzieciach przekonania, że wszystko jest ok. Bo nasza dziewczynka nie zdaje sobie sprawy dlaczego ją zabrano z domu...Całą winą obarcza kuratorkę, mówi o niej z ogromną nienawiścią...A mama jest bardzo kochana, naj, naj...A teraz druga strona medalu - czy negowanie postaw rodziców nie spowoduje u dziecka rozchwiania emocjonalnego jeżeli istnieje bardzo silna więź? Bo w naszym przypadku tak jest...Matka jest guru, ona nie piła, często całowała, przytulała, ale zapominała dawać jeść, pozwalała wałęsać się po nocy, uczyła żebrać . W oczach dziecka jest dobra...Jak to wszystko poukładać, aby nie zaszkodzić? Myślę, że dorastając dzieci same potrafią wyciągnąć wnioski... Ale czy nie będzie wtedy za późno na kształtowanie postaw, zwłaszcza, gdy dziecko jest urlopowane kilka razy do roku i negatywne zachowania są utrwalane? Idealna sytuacja to taka, gdzie rodzic biologiczny systematycznie odwiedza dziecko i współpracuje z RZ, ale my nie możemy tego ideału dogonić.
gaja268 - 2009-04-07, 06:50

Wydaje mi się, że właśnie urlopowanie jest największym problemem. Albo rodzice poradzili sobie ze sobą i swoimi problemami i dziecko może do nich wrócić, albo nie poradzili sobie i dziecko jest w rz, a rodzice mogą się z nim spotykać...Nie bardzo rozumiem ideę urlopowania dzieci do domu, w którym nie zmieniło się nic...Niestety nie mamy szans "wygrać" z rodzicem( a raczej jego wizerunkiem jaki wypracowało w sobie dziecko). Nasza najstarsza też próbuje rodziców, zwłaszcza matkę wybielać. My absolutnie nie utwierdzamy jej w przekonaniu, że mama jest super i wszystko robiła doskonale. Ukierunkowujemy ją- rozmawiając o rodzinie, jak powinny wyglądać relacje w niej, co robią rodzice, żeby dzieci były zdrowe, bezpieczne i szczęśliwe. I dziecko albo zrozumie i zobaczy dysfunkcje swoich rodziców, albo nie...Niezależnie od tego, co byśmy powiedzieli. Na jakimś szkoleniu Pani z fundacji "Dzieci Niczyje" na pytanie, czy skonfrontować dziecko z sytuacją domu rodzinnego, odpowiedziała, że tak, jeśli naszym zdaniem przyniesie to pozytywny dla dziecka skutek. W moim odczuciu- dziecko będzie tak długo idealizowało rodziców, ślepe na wszystkie krzywdy jakich od nich doznało, jak długo nie zacznie identyfikować się z kimś innym...
Gośka - 2009-04-07, 11:16

Ja też nie wiem po co w naszym przypadku urlopowanie...Szanse powrotu dziecka do domu są równe zeru...Czekamy na decyzję. :(
Olka - 2009-04-27, 12:25

Siedział tatuś na łąweczce w sądowym korytarzu dwadzieścia minut na wprost mnie. Udał, że nie zna. Nie powiedział dzień dobry, nie zapytał słowem o dzieci. Na sprawie psy na mnie wieszał, choć prawie się nie znamy. Sędzina odrzuciła jego wniosek, ale kosztowało mnie to kilkudziesięciominutowy monolog. Pani sędzia bardzo chciała, aby jakoś relacje ojca z dziećmi podtrzymać i dopiero ewidentne wyzwiska pod moim adresem uzmysłowiły jej, że chyba nie ma szans na pozytywne stosunki między nami. Czuję jednak, że pozbawiłam dziewczynki szansy na poznanie ojca takim, jakim jest w rzeczywistości. To ja go oceniłam i podjęłam decyzje, a przecież one powinny to zrobić za jakiś czas....Obawiam się, że może to doprowadzić do sytuacji, że mając lat 18 one wrócą do niego, padną sobie w ramiona, obarczą mnie winą za zło tego swiata, i... będą żyli długo i szczęśliwie....
Gośka - 2009-04-27, 14:03

Jeśli długo i szczęśliwie to ok, ale zwykle bywa inaczej :(
Danusia - 2009-04-28, 07:13

No niestety , ale musimy się z tym liczyć ...taka nasza misja, a czas pokaże co będzie dalej.
tutek - 2009-08-10, 21:25

Napisze na tym watku, chociaz moja coreczka jest adoptowana, trafila do mnie majac ponad 6 lat. Nie jestem rodzina zastepcza, wciaz jednak zmagam sie z 'cieniem' rodzicow biologicznych. Mala pamieta 2 sytuacje z ich udzialem, obie takie, ze byli pijani i nie mogla ich obudzic... i jeszcze scene, ze tatus zadzwonil do domu dziecka i obiecal jej, ze kiedys kupi jej telefon z Barbie, i bedzie mogla do niego dzwonic.
Zdarza jej sie mowic do mnie 'Nie jestes moja mama'. Wciaz mowi do mnie 'ciocia', ewentualnie 'bo ciocia jest moja mama'. Ja nie nalegam, niech mowi jak chce... Ale gdy zaczyna opowiadac, ze miala akurat wrocic do rodzicow, ale wtedy do DD przyjechalam ja i ja zabralam, jednak reaguje i przypominam, ze pan sedzia zdecydowal, ze rodzice nie moga sie nia zajmowac, bo pija wodke i zapominaja dac jej jesc i postanowil, ze bedzie czekala w DD na nowa rodzine. Przypominam, ze byla w szpitalu pod kroplowka, bo przez wiele dni nic nie jadla. Na widok pijaka na ulicy rozmawiamy czesto o tym, ze alkoholizm to okropna choroba itp.
Z poczatku mowilam tylko tak, jak uczono mnie na kursie PRIDE 'Rodzice nie mogli sie toba zajmowac'. Ale to nie wystarczylo, szybko zaczela zapominac, ze dlugo mieszkala w DD, ze glodowala w domu, ze policja znalazla ja na ulicy zamarzajaca prawie... wciaz bylo, ze rodzice mieli przyjechac i ja zabrac, ze mama byla chora a tatus ciezko pracowal (nie pracowal, oczywiscie)... ze tatus pewnego dnia zbuduje piekny dom, bo jej obiecal, i wtedy tam pojedzie. Poczulam, ze musze, chocby bolalo, powiedziec wprost: NIe zabralam cie od rodzicow. Mieszkalas w domu dziecka, a rodzice tam nie przyjezdzali od lat. Oni maja klopot, obydwoje bardzo duzo pija, nie moga opiekowac sie dzieckiem, nie bylas tam bezpieczna.
Ostatnio czesto slysze od Malej: A jak ktos pije wodke to moze nawet zapomniec przeczytac dziecku bajke na dobranoc?
Potwierdzam, ze tak wlasnie moze sie stac. W jej oczach juz najgorsze, co moze byc, to nieprzeczytanie bajki. Chyba to oznacza, ze poczula sie bezpiecznie...
Chociaz ostatnio na polkoloniach byli w kinie - zamiast popcornu kupila sobie za drobne, ktore miala w kieszeni, zabawkowy telefon. I wciaz z niego 'dzwoni' i mowi 'Halo? Mama? Jak sie czujesz? A, nie masz czasu? No to pa...'; 'Halo? Tata? A, taty nie ma? To do widzenia'.
Nie wiem, jak jej pomoc... jej i nam, tak naprawde. Jak jej pokazac, ze naprawde tutaj jest jej dom, i ze jestesmy rodzina.
Mam znacznie lepiej niz Wy, bo rodzina biologiczna nie odwiedza mnie, nie przychodzi pod przedszkole itp. Mam tylko cienie... ale czasami i one mnie wykanczaja.

Gośka - 2009-08-11, 20:23

Cień mamy towarzyszy i nam w każdej chwili. Chyba musimy do tego przywyknąć, bo nam jest ciężko, dostajemy głupawki, a dzieci? One mają zupełnie namieszane w głowie. Mama zjawi się raz na kilka miesięcy, obiecuje różne rzeczy oczywiście niewykonalne i znika. Dziecko żyje marzeniami, złudzeniami, czeka, wygląda, podskakuje na dźwięk każdego dzwonka do drzwi, a mamy nie ma......I zjawi się znowu kiedyś, tak na chwilkę, nadzieja w sercu dziecka odżyje i znowu czekanie przez wiele dni, miesięcy..... I powiedzcie szczerze, czy takie kontakty mają sens? Czemu mają służyć? Czasami mam ochotę wykrzyczeć matce ten ból dziecka, rzucić jej w twarz godzinami przestanymi w oknie. Nikt mi nie dał takiego prawa, więc milczę....

[ Dodano: 2009-11-08, 22:27 ]
Mam trudności z dogadaniem się z matką dziecka na wielu płaszczyznach. Nie reaguje na moje pytania np. czy dziecko ma chodzić na religię, czy ma iść do komunii i wiele innych. Pojawia się rzadko, a ja nie mam prawa podejmować wiążących decyzji. Mam w związku z tym pytanie - czy starając się o status opiekuna prawnego pozbawię praw rodzicielskich rodziców biologicznych? Bardzo bym tego nie chciała, ale nie wiem jak inaczej rozwiązać problem. Bo niby matka jest opiekunem prawnym, ale nie ma bladego pojęcia o potrzebach dziecka, wykazuje mierne zainteresowanie jego sprawami.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group